5 lutego 2015
Wczoraj były urodziny. I
przez całe urodziny myślałam o umieraniu.
Odchodzi jedna z
najpiękniejszych kobiet, jakie poznałam w życiu. Manorupa –
pełna pokory i miłości leży w swoim łóżku szczęśliwa,
świadoma tego, że to ostatnie dni i skupiona na modlitwie.
Kiedy spotykam Mano i jej
męża, wielkiego astrologa, moje zachodnie feministyczne zapędy
mogą iść się bujać. I mogłabym się zdenerwować, gdyby nie to,
że wiem, że ich niezwykłe partnerstwo jest podporządkowane komuś
jeszcze innemu. To Bóg i miłość do niego jest nadrzędna i oboje
służą mu na swój sposób, zgodnie z wybraną tradycją. Ona –
dając się prowadzić mężowi, On – oddając jej wielką cześć
i dzieląc się wiedzą z innymi. I wiem, że ich relacja, miłość
i oddanie przekraczają płeć i stawiają na równi związane z nią
role.
Znalazłam zdjęcia z
naszego ostatniego spotkania w 2013 roku. Było bardzo gorąco i
ocierała twarz chusteczką, mówiąc, że do upału nigdy nie da się
przyzwyczaić, nawet jak się mieszka w Indiach. Trzeba się z tym
pogodzić i nosić przy sobie chusteczki, zwłaszcza, jak się jest
kobietą i przechodzi się menopauzę. Pamiętam też, że
rozmawiałam z nią o pokorze. Nie wiem już, co do mnie mówiła,
ale teraz myślę, że kiedy się kocha, służba nie ma w sobie nic
poniżającego. Wręcz przeciwnie – służba pełna miłości
otacza prawdziwym blaskiem.
I jeśli można umierać
pięknie – to Manorupa to robi. W pełni godności i na własnych
warunkach. Leży w Mayapur, świętym miejscu Indii i czeka na
przylot swojego Guru, który może ją namaścić. W ich domu i
domach przyjaciół z całego świata dzieje się wielka świątynia.
I ja, choć nie znam wielu mantr ofiarowuję parę kadzideł, włączam
kirtan i śpiewam. Dziękuję za oczyszczenie, które jest mi dane.
Za to, że właśnie teraz się modlę. Za spotkania, które wpłynęły
na mnie na zawsze.
Przeżywanie odchodzenia
kogoś wielkiego to naprawdę zaszczyt. Bo Mano nie umiera, tylko
odlatuje do świata duchowego. I jest się z czego cieszyć i za co
dziękować.
16 lutego 2015
Dziś około piątej rano Manorupa postanowiła odlecieć z Mayapur. Spokojnie, w towarzystwie najbliższych i dźwięków mantr z porannych ofiar świątynnych dochodzących przez okna.
Dziś rozpoczęły się oficjalne obchody Gaura Purnima - indyjskiego święta, w którym celebruje się przybycie jednej z boskich inkarnacji na ziemię.
Dziś Agatka skończyła swoje studia. Została z dyplomem licencjata z matematyki i może w końcu wyjść poza granice swoich funkcji. Rano spokojnie programować a wieczorem zawijać się w kocyk i hobbystycznie myśleć o różniczkach. Jakiś wielki etap za nią, dzwonię więc do Markusa, a on mówi, że nie bardzo do niego dociera, że to już. Że nie chodzimy do liceum, tak jak wtedy, kiedy nas poznał, tylko mamy dyplomy i jeździmy autem do pracy. Że dorastamy.
Siedzę i piszę to dziękczynienie i widzę na bocznej zakładce, że przyszedł mail. Otwieram, a to wiadomość, że dostałam nową, wymarzoną pracę. Taką, która wiele zmieni i którą bardzo afirmowałam.
Ten dzień, to dzień przejścia. Tak ważnego, że w wielu aspektach widać je też fizycznie. To nie żaden przypadek, tylko niezwykły montaż. I myślę, że dotyczy mnie wielka łaska, bo mogę dostrzec, jak bardzo ten dzień był niesamowity.
Mano, macham Ci stąd, z dziś, po prostu dziękując za to, jak bardzo nas zmieniłaś. Twoje bycie, Twoje odchodzenie, Twoje błogosławieństwo to żywe dowody, że jest dokąd aspirować. I nawet jeśli to ma potrwać następnych kilka żyć warto zacząć od dziś. Świadomie czy nie, to i tak się już dzieje.