ostatnio codziennie się zmuszam
najpierw przez pół dnia przekonuję samą siebie
o tym że w ogóle warto wstać
a potem przez pół dnia nerwowo nie zdążam
na żadne postępy rozpisane na kartkach
ostatecznie zaniechuję więc manewrów
i snuję się tu i tam pozwalając na przysypianie
dzień kończy się kiedy o pierwszej w nocy
przez dwie godziny zmuszam się do zaśnięcia
bo nie umiem wyłączyć mózgu nieustannie
ustalającego plan na następnych pięć lat
jak dalej będę się przytulać do Pilcha
to otworzę w końcu domowy barek